[English below]
Podczas trzech wizyt w warszawskiej hucie przeszliśmy 40 tysięcy kroków, czyli jakieś 30 kilometrów. Liczył je zegarek naszego przewodnika, emerytowanego behapowca zakładu. Pan Grzegorz bez śladu niecierpliwości patrzył, jak ustawiam mikrofony w coraz to dziwniejszych zakamarkach i czekam z wyłączeniem dużo dłużej, niż się tego spodziewał. Obaj staliśmy w słuchawkach. W moich - na kablu - sprawdzałem, co się nagrywa. Pan Grzegorz w swoich - behapowskich - odpoczywał od hałasu.
Zdaję sobie sprawę, że dźwięki huty przeważnie kojarzą się z ich kłopotliwym natężeniem, albo sposobami radzenia sobie z nim. Można owijać okładzinami maszyny, albo ściany, albo własne uszy. Albo się wyprowadzić, albo zmienić pracę, albo narzekać, albo się z tym pogodzić. Albo sprzedać hutę w cholerę, niech sobie po nią przyjadą Chińczycy, rozbiorą do ostatniej śrubki, po czym złożą u siebie i tam sobie hałasują.
Tak właśnie zrobiono w Dortmundzie, a w dziurze po hucie urządzono jezioro. Parę lat temu prowadziłem tam akcję "Przemysł ciężki to ja" (
heavyindustryisme.wordpress.com). Pytałem dawnych pracowników i sąsiadów huty o wspomnienia po zakładzie jeszcze starszym, niż ten warszawski. Jego likwidacja dla wielu wcale nie była ulgą i wzbudziła wiele protestów, a nowe jezioro też daje powody do narzekania. Teraz postanowiłem jednak przypomnieć kilka ich cieplejszych słów, żeby opowiedzieć o tym, jak ja to widzę.
Mam to szczęście, że zajmuję się nagrywaniem - czyli odczepianiem dźwięków od ich źródeł. Mój punkt siedzenia jest przy komputerze, gdzie odsłuchuję hutnicze szumy z dowolną głośnością. Tutaj mięsisty huk głównego pieca okazuje się całkiem piękny, a równoczesne syki dziesiątek pneumatycznych macek z wykańczalni mnie uspokajają. Zapraszam do medytowania przy nich - małemu dziecku, żeby zasnęło, włącza się odkurzacz. A dużemu?
Pan Günther z Dortmundu miał działkę koło huty. Opowiadał mi, jak przysypiał sobie tam na ławeczce do czegoś, co określił jako brzęczenie i klekotanie wentyli. Warszawska huta dodaje do tego stuki dzięciołów, które zwracają uwagę na coś bezspornie pozytywnego: z biegiem lat zakład skurczył się do jednej trzeciej swojego pierwotnego obszaru, a tam, skąd się wycofał, wyrósł młody las. Mieszka i rośnie w nim, we względnym spokoju, ogromna liczba gatunków, na przykład dziki, które spotkałem na jego obrzeżach. Gdy ja przysypiam do swoich nagrań z huty, to śni mi się, że przez kolejne dziesiątki lat ten las rozrasta się w nieprzebytą puszczę.
&&&&&&&&&&&&&&
Over three visits at the Warsaw steel mill we did 40 thousand steps (some 30 kilometres), as counted by our guide, a retired health and safety officer. Without a sign of impatience, Mr. Grzegorz watched me put my microphones in peculiar spots and wait to turn them off for much longer than he had expected. Both of us had headphones on. Mine had a cable, I checked what was being recorded. His were hearing protectors, in which he sought relief from the noise.
I'm aware that the sounds of steel mill are usually associated with their troublesome volume and the ways of dealing with it. You can wrap insulation around machines, or walls, or ears. Or you can move out, change jobs, grumble, or let it be. Or to hell with it, trade the mill to the Chinese, they'll dismantle it to the ground, put it back together at home and make the noise there.
This is just what they did in Dortmund (Germany). And then, where the steel mill once stood, they made a lake. A few years ago I did a project there called "Heavy Industry is Me". I asked former employees and neighbours of the mill about their memories. For many its closure hadn't been a relief at all, it had sparked many protests, and the lake brought new reasons for complaining. Now I decided to recall some of the amicable comments by the Dortmunders to tell you how I see it.
I do recordings, that is, I detach sounds from their sources. Lucky me: I can play the steel mill noises on my computer with any volume I want. Here, the roar of the largest furnace is quite beautiful, and the simultaneous hisses of dozens of pneumatic tentacles at the finishing hall calm me down. I invite you to meditate to them. Small children are sometimes lulled with vaccum cleaners. And big children?
Mr. Günther from Dortmund had an allotment not far from the steel mill. He told me how he snoozed on his bench to what he described as buzzing and clacking valves. The Warsaw mill adds to it the knocking of woodpeckers. It points to one indisputably positive fact: Over the years the mill shrinked to one third of its original area, and where it retreated from, a young forest has grown. Countless species live and grow there in relative peace, like the boars I met. When I snooze to my steel mill recordings I dream that in a few decades this forest grows impenetrable.